Dzień 44
Derek trochę otworzył usta.
- To absolutnie okropne - sapnął wreszcie. - Bardzo ci współczuję. I nie, zupełnie nie miałem ci za złe - zapewnił.
19: Płynne przejścia od podróży łódką do apokalipsy
- Cerro
- Takeshi
Re: 19: pływanie łajbą po wielkiej rzece
Dzień 44
Ryu uśmiechnęła się zadziwiająco nieśmiało.
- Przepraszam. Moja ponura przeszłość to nie jest to, o czym chcesz teraz słuchać. Mam też dobre wspomnienia z dzieciństwa - zapewniła. - Tylko spoza domu - przyznała.
Ryu uśmiechnęła się zadziwiająco nieśmiało.
- Przepraszam. Moja ponura przeszłość to nie jest to, o czym chcesz teraz słuchać. Mam też dobre wspomnienia z dzieciństwa - zapewniła. - Tylko spoza domu - przyznała.
- Akayla
- Kruk
Re: 19: pływanie łajbą po wielkiej rzece
Dzień 44
- Nie... znaczy... eeeh... jeśli potrzebujesz mówić, mów - zapewnił. - Po prostu mnie zaskoczyłaś trochę.
- Nie... znaczy... eeeh... jeśli potrzebujesz mówić, mów - zapewnił. - Po prostu mnie zaskoczyłaś trochę.
- Cerro
- Takeshi
Re: 19: pływanie łajbą po wielkiej rzece
Dzień 44
Ryu westchnęła głęboko.
- Nie wiem - powiedziała cicho. - Ja... w gruncie rzeczy, już udało mi się z tego... hm, wyleczyć? To było dawno i w końcu każdy ma jakąś przeszłość, ale czuję, że może powinieneś wiedzieć.
Wpatrywała się w zawartość swojego kubka. Czy rano nie pouczałaś Syrusa-samy jak to wspaniale się otwierać?, zmotywowała ostatecznie samą siebie.
- No więc moi rodzice nie byli najlepsi. Nie byłam z nimi bardzo długo. Ja... miałam czternaście lat, kiedy urodziłam Hachiro. Jest synem... wtedy jego ojcem był syn shonina, przywódcy całego klanu. Był ode mnie dużo starszy, miał bezpłodną żonę i tak jakby... powiedzmy, że nie przypominam sobie, w którym momencie wyraziłam zgodę na nasze zbliżenie - mruknęła nieco cierpko Ryu. - Bycie kobietą ma to do siebie, że jest się bardzo słabym. Kiedy ćwiczysz tyle samo, co mężczyźni, każdy mężczyzna jest od ciebie o wiele, wiele silniejszy. Nie możesz się bronić bez wbicia komuś kawałka metalu w ciało, a tego nie mogłam zrobić synowi shonina, ponieważ nie chciałam akurat umierać. W każdym razie, urodziłam chłopca i shonin uznał, że jestem bardziej obiecującym materiałem na synową niż dotychczasowa, więc zmusił syna do rozwodu i w wieku niespełna piętnastu lat byłam już żoną przyszłego shonina.
- Na początku nie było tragicznie, to znaczy wszystko układało się jak w większości znanych mi aranżowanych małżeństw. Na pewno nie siedzieliśmy sobie razem, popijając kakao i rozmawiając o życiu, ale też nie było między nami żadnej szczególnej zadry. Nie zrozum mnie źle, tamten człowiek nie był dobrym mężem, chociaż wtedy wydawało mi się inaczej. Przemoc to zabawna rzecz. Kruszy ludzi na małe kawałki, aż stają się jak zwierzęta, skupione tylko na przetrwaniu kolejnego dnia. Nade mną znęcano się odkąd pamiętam i zawsze słyszałam, że to moja wina, że jestem wadliwa, że przynoszę wstyd, że jestem bezczelna, i w tamtym momencie zupełnie w to wierzyłam.
- Wszystko zupełnie się posypało, kiedy Hachiro miał dwa... nie, trzy lata, pamiętam bo karmiłam wtedy naszego drugiego syna. Nie wiem jak to wyglądało w innych klanach, pewnie podobnie, ale wśród Ryutsuke nauka fachu polegała zasadniczo na stawianiu dzieciom nierealnych wymagań i karaniu ich tak długo, aż zdołały im sprostać. Nie pamiętam już, o co konkretnie poszło, ale pamiętam że w trakcie ćwiczeń Hachiro-kun nie zdołał czegoś zrobić, a mój mąż uderzył go tak mocno, że rozciął sobie głowę, uderzając o ścianę. I to był, wiesz, dla mnie to był moment pewnego rodzaju oświecenia. Większość hakkaich, a może ogólnie ludzi, powie ci że owszem, rodzice robili im to i tamto, ale ostatecznie wyrośli na zręcznych, sprawnych, przetrwali i nic im nie jest, więc było to słuszne... i ze swoimi dziećmi postąpią tak samo. Ale przecież nie byłam ślepa. Mieszkaliśmy blisko miast, często w nich byliśmy, a tam żyli normalni ludzie. Żebracy na ulicy, którzy nie zrywali się na każdy dźwięk, podczas gdy ja chyba nigdy w życiu nie przespałam spokojnie godziny. Dzieci, które wrzeszczały, biegały, wpadały pod nogi, były niezgrabne i głupie, i nikt za to nie tłukł ich do krwi po stopach. Żony, dogadujące mężom, których nikt nie okładał za to pięściami i nie obcinał im włosów przy skórze. No, rozumiesz co mam na myśli. Zawsze było we mnie przekonanie, że chociaż całe życie bałam się wszystkiego, i uważałam na każdy krok, słowo oraz oddech, i widziałam w każdym ruchu liścia potencjalnego wroga, chociaż nigdy nie dane mi było przeżyć innego dnia, to jeszcze nie oznacza, że wszystko jest ze mną w porządku.
- I kiedy zobaczyłam jak Hachiro-kun płacze z rozbitą głową, zrozumiałam że nie chcę, żeby moje dzieci wspominały swoje dzieciństwo tak jak ja. Nie chcę, żeby nie uroniły ani jednej łzy na pogrzebie moim lub swojego ojca, albo żeby uśmiechały się tylko na wspomnienie ciemnych nocy w głębi lasu, spędzonych z inną dzieciarnią, daleko ode mnie. Więc, pamiętam to bardzo dobrze, kiedy mój mąż postanowił dalej tłuc Hachiro jakimś... bambusowym czy jakimkolwiek narzędziem kary... - Machnęła ręką, bo nie było to zupełnie istotne. - ...wyrwałam mu je z ręki i przy wszystkich złamałam na jego głowie. A on jedną ręką wyrwał mi z ramion dziecko, a drugą bez większego wysiłku przyłożył mi tak, że światło zgasło. No i potem było już tylko gorzej. Ja... po prostu broniłam synów. Ale pamiętam z tamtego czasu głównie rezygnację. Pogodziłam się z tym, że mój mąż, wtedy już shonin, w końcu mnie zabije. To prawie zawsze się tak kończy.
- Potem urodził się Yamato. Nie widziałeś go z bliska, ale... Yamato ma ułamek krwi klanu Kitsune, który manifestuje się bardzo wyraźnymi cechami wyglądu. Ani ja, ani mój mąż nie mieliśmy w żyłach pół kropli krwi Kitsune. Było oczywiste, że Yamato nie jest jego. Wiem czyj jest - zapewniła. - Mieliśmy te parę miesięcy wcześniej starcie z innym klanem, które przegraliśmy. Część naszych ludzi, ja również, zostaliśmy wzięci na zakładników. Odbito nas jakiś tydzień później. To było... szczerze mówiąc, to był stosunkowo czysty układ, ojciec Yamato chciał kogoś na kilka nocy i ten ktoś mógł spać związany w cieple i na miękkim, zamiast przywiązany do słupa na zewnątrz. Nie był brutalny czy coś w tym stylu. Nie pamiętam już, dlaczego potem nie wypiłam naparu, żeby spędzić ewentualną ciążę. Chyba myślałam, że jestem już w ciąży z moim mężem. Cóż, niespecjalnie opłaciło mi się to ryzyko. Mój mąż nienawidził Yamato. Nienawiść mężczyzny do nie jego dziecka naprawdę nie ma sobie równych. To wtedy dotarło do mnie, że jeśli ja zginę, zginie również Yamato, a jego dwóch braci już nic nie osłoni przed tradycyjnym okrucieństwem. Dopiero wtedy zrozumiałam, że moje życie ma wartość i to większą niż mi się wydaje.
Ryu przygryzła na chwilę wargę, bardzo mocno. Potem dopiła kakao.
- Więc w końcu go zabiłam. Mój mąż był shoninem, wiernym klanowi z Północy. Frey-jao. Klanowi Zatrutej Wody. Frey-jao wywierali krwawą zemstę na każdym, kto ośmielił się obalić namaszczonego przez nich shonina. Ale... w tym czasie Syrus-sama wycofywał się powoli z życia klanu i władzę przejął jego syn, Ainar. Biały Ogień jak go nazywaliśmy. I jakimś cudem udało mi się go przebłagać, żeby pozwolił mi żyć, a co więcej... uczynił mnie shoninem Ryutsuke-jao. Więc teraz to ja miałam władzę i klan... i Frey-jao za plecami.
Uśmiechnęła się krzywo.
- Potem jednak Zatruta Woda nie był zadowolony ze swojego dziedzica, i z nim też się spotkałam. I zawsze miałam poczucie, że nie brakowało wtedy szczególnie wiele, żebym postradała głowę. Potem już jakoś poszło. Prowadziłam klan, przetrwałam, starałam się nie popełnić przynajmniej części grzechów moich rodziców wobec własnych dzieci, połowa moich dzieci zginęła tragicznie, hakkai przestali być potrzebni, zajęliśmy się ciemnymi interesami i w końcu zostałam piratem. To coś - dodała, podnosząc pusty kubek - było aż głupio dobre, Derek-sama. Pójdziemy zobaczyć smoka?
Ryu westchnęła głęboko.
- Nie wiem - powiedziała cicho. - Ja... w gruncie rzeczy, już udało mi się z tego... hm, wyleczyć? To było dawno i w końcu każdy ma jakąś przeszłość, ale czuję, że może powinieneś wiedzieć.
Wpatrywała się w zawartość swojego kubka. Czy rano nie pouczałaś Syrusa-samy jak to wspaniale się otwierać?, zmotywowała ostatecznie samą siebie.
- No więc moi rodzice nie byli najlepsi. Nie byłam z nimi bardzo długo. Ja... miałam czternaście lat, kiedy urodziłam Hachiro. Jest synem... wtedy jego ojcem był syn shonina, przywódcy całego klanu. Był ode mnie dużo starszy, miał bezpłodną żonę i tak jakby... powiedzmy, że nie przypominam sobie, w którym momencie wyraziłam zgodę na nasze zbliżenie - mruknęła nieco cierpko Ryu. - Bycie kobietą ma to do siebie, że jest się bardzo słabym. Kiedy ćwiczysz tyle samo, co mężczyźni, każdy mężczyzna jest od ciebie o wiele, wiele silniejszy. Nie możesz się bronić bez wbicia komuś kawałka metalu w ciało, a tego nie mogłam zrobić synowi shonina, ponieważ nie chciałam akurat umierać. W każdym razie, urodziłam chłopca i shonin uznał, że jestem bardziej obiecującym materiałem na synową niż dotychczasowa, więc zmusił syna do rozwodu i w wieku niespełna piętnastu lat byłam już żoną przyszłego shonina.
- Na początku nie było tragicznie, to znaczy wszystko układało się jak w większości znanych mi aranżowanych małżeństw. Na pewno nie siedzieliśmy sobie razem, popijając kakao i rozmawiając o życiu, ale też nie było między nami żadnej szczególnej zadry. Nie zrozum mnie źle, tamten człowiek nie był dobrym mężem, chociaż wtedy wydawało mi się inaczej. Przemoc to zabawna rzecz. Kruszy ludzi na małe kawałki, aż stają się jak zwierzęta, skupione tylko na przetrwaniu kolejnego dnia. Nade mną znęcano się odkąd pamiętam i zawsze słyszałam, że to moja wina, że jestem wadliwa, że przynoszę wstyd, że jestem bezczelna, i w tamtym momencie zupełnie w to wierzyłam.
- Wszystko zupełnie się posypało, kiedy Hachiro miał dwa... nie, trzy lata, pamiętam bo karmiłam wtedy naszego drugiego syna. Nie wiem jak to wyglądało w innych klanach, pewnie podobnie, ale wśród Ryutsuke nauka fachu polegała zasadniczo na stawianiu dzieciom nierealnych wymagań i karaniu ich tak długo, aż zdołały im sprostać. Nie pamiętam już, o co konkretnie poszło, ale pamiętam że w trakcie ćwiczeń Hachiro-kun nie zdołał czegoś zrobić, a mój mąż uderzył go tak mocno, że rozciął sobie głowę, uderzając o ścianę. I to był, wiesz, dla mnie to był moment pewnego rodzaju oświecenia. Większość hakkaich, a może ogólnie ludzi, powie ci że owszem, rodzice robili im to i tamto, ale ostatecznie wyrośli na zręcznych, sprawnych, przetrwali i nic im nie jest, więc było to słuszne... i ze swoimi dziećmi postąpią tak samo. Ale przecież nie byłam ślepa. Mieszkaliśmy blisko miast, często w nich byliśmy, a tam żyli normalni ludzie. Żebracy na ulicy, którzy nie zrywali się na każdy dźwięk, podczas gdy ja chyba nigdy w życiu nie przespałam spokojnie godziny. Dzieci, które wrzeszczały, biegały, wpadały pod nogi, były niezgrabne i głupie, i nikt za to nie tłukł ich do krwi po stopach. Żony, dogadujące mężom, których nikt nie okładał za to pięściami i nie obcinał im włosów przy skórze. No, rozumiesz co mam na myśli. Zawsze było we mnie przekonanie, że chociaż całe życie bałam się wszystkiego, i uważałam na każdy krok, słowo oraz oddech, i widziałam w każdym ruchu liścia potencjalnego wroga, chociaż nigdy nie dane mi było przeżyć innego dnia, to jeszcze nie oznacza, że wszystko jest ze mną w porządku.
- I kiedy zobaczyłam jak Hachiro-kun płacze z rozbitą głową, zrozumiałam że nie chcę, żeby moje dzieci wspominały swoje dzieciństwo tak jak ja. Nie chcę, żeby nie uroniły ani jednej łzy na pogrzebie moim lub swojego ojca, albo żeby uśmiechały się tylko na wspomnienie ciemnych nocy w głębi lasu, spędzonych z inną dzieciarnią, daleko ode mnie. Więc, pamiętam to bardzo dobrze, kiedy mój mąż postanowił dalej tłuc Hachiro jakimś... bambusowym czy jakimkolwiek narzędziem kary... - Machnęła ręką, bo nie było to zupełnie istotne. - ...wyrwałam mu je z ręki i przy wszystkich złamałam na jego głowie. A on jedną ręką wyrwał mi z ramion dziecko, a drugą bez większego wysiłku przyłożył mi tak, że światło zgasło. No i potem było już tylko gorzej. Ja... po prostu broniłam synów. Ale pamiętam z tamtego czasu głównie rezygnację. Pogodziłam się z tym, że mój mąż, wtedy już shonin, w końcu mnie zabije. To prawie zawsze się tak kończy.
- Potem urodził się Yamato. Nie widziałeś go z bliska, ale... Yamato ma ułamek krwi klanu Kitsune, który manifestuje się bardzo wyraźnymi cechami wyglądu. Ani ja, ani mój mąż nie mieliśmy w żyłach pół kropli krwi Kitsune. Było oczywiste, że Yamato nie jest jego. Wiem czyj jest - zapewniła. - Mieliśmy te parę miesięcy wcześniej starcie z innym klanem, które przegraliśmy. Część naszych ludzi, ja również, zostaliśmy wzięci na zakładników. Odbito nas jakiś tydzień później. To było... szczerze mówiąc, to był stosunkowo czysty układ, ojciec Yamato chciał kogoś na kilka nocy i ten ktoś mógł spać związany w cieple i na miękkim, zamiast przywiązany do słupa na zewnątrz. Nie był brutalny czy coś w tym stylu. Nie pamiętam już, dlaczego potem nie wypiłam naparu, żeby spędzić ewentualną ciążę. Chyba myślałam, że jestem już w ciąży z moim mężem. Cóż, niespecjalnie opłaciło mi się to ryzyko. Mój mąż nienawidził Yamato. Nienawiść mężczyzny do nie jego dziecka naprawdę nie ma sobie równych. To wtedy dotarło do mnie, że jeśli ja zginę, zginie również Yamato, a jego dwóch braci już nic nie osłoni przed tradycyjnym okrucieństwem. Dopiero wtedy zrozumiałam, że moje życie ma wartość i to większą niż mi się wydaje.
Ryu przygryzła na chwilę wargę, bardzo mocno. Potem dopiła kakao.
- Więc w końcu go zabiłam. Mój mąż był shoninem, wiernym klanowi z Północy. Frey-jao. Klanowi Zatrutej Wody. Frey-jao wywierali krwawą zemstę na każdym, kto ośmielił się obalić namaszczonego przez nich shonina. Ale... w tym czasie Syrus-sama wycofywał się powoli z życia klanu i władzę przejął jego syn, Ainar. Biały Ogień jak go nazywaliśmy. I jakimś cudem udało mi się go przebłagać, żeby pozwolił mi żyć, a co więcej... uczynił mnie shoninem Ryutsuke-jao. Więc teraz to ja miałam władzę i klan... i Frey-jao za plecami.
Uśmiechnęła się krzywo.
- Potem jednak Zatruta Woda nie był zadowolony ze swojego dziedzica, i z nim też się spotkałam. I zawsze miałam poczucie, że nie brakowało wtedy szczególnie wiele, żebym postradała głowę. Potem już jakoś poszło. Prowadziłam klan, przetrwałam, starałam się nie popełnić przynajmniej części grzechów moich rodziców wobec własnych dzieci, połowa moich dzieci zginęła tragicznie, hakkai przestali być potrzebni, zajęliśmy się ciemnymi interesami i w końcu zostałam piratem. To coś - dodała, podnosząc pusty kubek - było aż głupio dobre, Derek-sama. Pójdziemy zobaczyć smoka?
- Akayla
- Kruk
Re: 19: pływanie łajbą po wielkiej rzece
Dzień 44
Derek milczał przez chwilę.
- Ja... łau. - powiedział wreszcie i uniósł jeden palec. - Zaraz - poprosił, wstał i wyszedł przez kuchenne drzwi.
Przez chwilę dało się słyszeć jakieś szelesty, potem coś załomotało, zabrzęczało i łupnęło, Derek syknął, ale wreszcie wynurzył się z tajemniczego pomieszczenia, w drodze z powrotem do Ryu trochę strzepując z siebie mąkę i rozcierając bolącą głowę. W drugiej ręce trzymał puzderko, drewniane, z ozdobnymi wytłoczeniami.
- Po tym wszystkim to strasznie blade i głupie, ale proszę, weź je, są twoje - powiedział, podając jej.
Derek milczał przez chwilę.
- Ja... łau. - powiedział wreszcie i uniósł jeden palec. - Zaraz - poprosił, wstał i wyszedł przez kuchenne drzwi.
Przez chwilę dało się słyszeć jakieś szelesty, potem coś załomotało, zabrzęczało i łupnęło, Derek syknął, ale wreszcie wynurzył się z tajemniczego pomieszczenia, w drodze z powrotem do Ryu trochę strzepując z siebie mąkę i rozcierając bolącą głowę. W drugiej ręce trzymał puzderko, drewniane, z ozdobnymi wytłoczeniami.
- Po tym wszystkim to strasznie blade i głupie, ale proszę, weź je, są twoje - powiedział, podając jej.
- Cerro
- Takeshi
Re: 19: pływanie łajbą po wielkiej rzece
Dzień 44
- Wszystko w porządku...? - upewniła się Ryu, bo wyglądał jakby coś na niego spadło. - Dziękuję - dodała, biorąc od niego pudełeczko.
Otwarła je i oczy jej się zaświeciły. Natychmiast też pochłonęła jedną pralinkę, chyba tylko cudem nie połykając jej od razu.
- To nie jest głupie - zapewniła. - To bardzo miłe. I nie przejmuj się. To wszystko było lata temu.
- Wszystko w porządku...? - upewniła się Ryu, bo wyglądał jakby coś na niego spadło. - Dziękuję - dodała, biorąc od niego pudełeczko.
Otwarła je i oczy jej się zaświeciły. Natychmiast też pochłonęła jedną pralinkę, chyba tylko cudem nie połykając jej od razu.
- To nie jest głupie - zapewniła. - To bardzo miłe. I nie przejmuj się. To wszystko było lata temu.
- Akayla
- Kruk
Re: 19: pływanie łajbą po wielkiej rzece
Dzień 44
- Tak, w porządku, blaszki mi spadły i mnie trafiły trochę jakby - wyjaśnił i machnął ręką. - Zdarza się. I wiem że lata temu, ale przykro mi że to tak wyglądało i zasługiwałaś na więcej - wyjaśnił, całując ją czule w czubek głowy.
- Tak, w porządku, blaszki mi spadły i mnie trafiły trochę jakby - wyjaśnił i machnął ręką. - Zdarza się. I wiem że lata temu, ale przykro mi że to tak wyglądało i zasługiwałaś na więcej - wyjaśnił, całując ją czule w czubek głowy.
- Los
- Mistrz Gry
Re: 19: pływanie łajbą po wielkiej rzece
Dzień 44
Ryu uśmiechnęła się, zarzuciła mu ramiona na szyję i pocałowała go. Jej usta pachniały czekoladą.
- Masz tutaj jakieś łóżko? - spytała porozumiewawczo.
Ryu uśmiechnęła się, zarzuciła mu ramiona na szyję i pocałowała go. Jej usta pachniały czekoladą.
- Masz tutaj jakieś łóżko? - spytała porozumiewawczo.
- Akayla
- Kruk
Re: 19: pływanie łajbą po wielkiej rzece
Dzień 44
Derek odpowiedział miękkim uśmiechem.
- Mhm, jasne że mam - potwierdził i porwał ją w ramiona. - Idziemy.
Wyniósł ją z kuchni i zabrał do sypialni, na piętrze. Była zadbana, tylko trochę zakurzona, ze zwiędniętym kwiatkiem w wazonie pod wypadającym na przystań oknem.
Derek odłożył Ryu na łóżko - bardzo miękkie było - a potem walnął się obok, ujął ją za głowę i pocałował z uczuciem.
Derek odpowiedział miękkim uśmiechem.
- Mhm, jasne że mam - potwierdził i porwał ją w ramiona. - Idziemy.
Wyniósł ją z kuchni i zabrał do sypialni, na piętrze. Była zadbana, tylko trochę zakurzona, ze zwiędniętym kwiatkiem w wazonie pod wypadającym na przystań oknem.
Derek odłożył Ryu na łóżko - bardzo miękkie było - a potem walnął się obok, ujął ją za głowę i pocałował z uczuciem.
- Cerro
- Takeshi
Re: 19: pływanie łajbą po wielkiej rzece
Dzień 44
Ryu zapadła się przyjemnie w miękkość łóżka i odwzajemniła pocałunek. Potem przeturlała się na Dereka, usiadła na nim okrakiem i zaczęła zdejmować jego ubrania.
- Zupełnie cię lubię, Derek-sama - oświadczyła z powagą i pochyliła się, obcałować skórę na jego piersi i brzuchu.
Ryu zapadła się przyjemnie w miękkość łóżka i odwzajemniła pocałunek. Potem przeturlała się na Dereka, usiadła na nim okrakiem i zaczęła zdejmować jego ubrania.
- Zupełnie cię lubię, Derek-sama - oświadczyła z powagą i pochyliła się, obcałować skórę na jego piersi i brzuchu.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości