– Nie, wydaje mi się, że macie o wiele wyższe oczekiwania wobec niego niż ja – zapewnił Lees. – Ja wiem, że… urodziłem się, ponieważ był potrzebny dziedzic. A potem rodzice uznali, że jednak będą żyć wiecznie i już nie byłem nikomu do niczego potrzebny. I szczerze mówiąc… to trwało większość mojego życia. Więc, wiesz, nie potrzebuję za bardzo ich uczuć. Nauczyłem się radzić sobie bez nich.
*
Isaku też niepokoił się Marran. Głównie tym, że była taka słodka. Nie wyobrażał sobie na ten moment jak miałby polecieć na niej do jakiejkolwiek bitwy. Może była wielka, ale też urocza, aż sam wątpił w swój pomysł dorośnięcia jej jak najszybciej.
Na razie jednak skupił się na odszukaniu stworzonej przez nich magicznej granicy, bo wynaleźć te kamienie i kłody pod warstwą świeżego śniegu nie było szczególnie łatwo.
W końcu jednak udało im się znaleźć (chyba) wszystkie i mogli ruszyć dalej, wynieść je w głąb lasu. Potrzeba było może trzech znaków, żeby uszczelnić trochę krąg. Potem Isaku wręczył niewielką siekierę Elrze.
– Zdecydowanie najłatwiej będzie nam znaleźć coś już uschniętego lub zwalonego, i po prostu to porąbać – stwierdził.