- Dobrze to ująłeś, też momentami żałuję że nie ma go pod ręką - przyznał Elra. Uchylił na chwilę oczy, żeby go pocałować. - Ale nie uważam żebyś poradził sobie z tym wszystkim źle. Zrobiłeś co mogłeś.
*
Fariha nie odzywała się więc, żeby jej nie przeszkadzać i tylko beztrosko zaczęła machać nóżkami.
18. Magia nie istnieje!
- Los
- Mistrz Gry
Re: 18. Magia nie istnieje!
Trzy dni później w końcu pojawiły się galery. Gigantyczne okręty o trójkątnych żaglach i wiosłach sterczących na boki jak kończyny morskiej stonogi. Były głęboko zanurzone, niskie, płaskie, rozległe, jakby przyczajone tuż nad powierzchnią fal. Ich długie, ostre, mocne dzioby przypominały pyski ryb mieczników. Wbrew nadziejom, nawet nie próbowały wpłynąć do portu, lecz powoli i majestatycznie rozstawiły się na morzu przy jego wyjściu, tym samym rozpoczynając oblężenie.
- Akayla
- Kruk
Re: 18. Magia nie istnieje!
Stojący na otaczającym port, wystającym z wody murze Ver skrzywił się.
- Wiedzieli - mruknął i obejrzał się na towarzyszących mu Karaiego i jednego z wampirów Syrusa. - Potrafisz ocenić, ilu ludzi mają? - zwrócił się do tego drugiego.
- Wiedzieli - mruknął i obejrzał się na towarzyszących mu Karaiego i jednego z wampirów Syrusa. - Potrafisz ocenić, ilu ludzi mają? - zwrócił się do tego drugiego.
- Los
- Mistrz Gry
Re: 18. Magia nie istnieje!
Wampir przez chwilę węszył w powietrzu jak pies.
- Na pewno nie armię - powiedział. - Sporo, ale sami wioślarze i załoga to mnóstwo ludzi.
- Sześciuset wioślarz na każdej - mruknął Karai.
- Więc nie mają armii - podsumował wampir. - Trochę smoków. Kilka wampirów.
- A zapasy? - spytał Czerwony.
- Czuję żywe zwierzęta, kiszonki, zboże. Są dobrze zaopatrzeni.
- Słodka woda?
- Tego nie wywęszę, nie na oceanie - powiedział wampir, chyba rozbawiony koncepcją. - Ale czuję zapasy wina.
- Są dobrze przygotowani - mruknął Karai. - A biorąc pod uwagę, że na kontynencie jest dżuma, raczej nie zatęsknią szybko za domem. Mogą nas tu trzymać aż Augustus spokojnie zbierze armię.
- Na pewno nie armię - powiedział. - Sporo, ale sami wioślarze i załoga to mnóstwo ludzi.
- Sześciuset wioślarz na każdej - mruknął Karai.
- Więc nie mają armii - podsumował wampir. - Trochę smoków. Kilka wampirów.
- A zapasy? - spytał Czerwony.
- Czuję żywe zwierzęta, kiszonki, zboże. Są dobrze zaopatrzeni.
- Słodka woda?
- Tego nie wywęszę, nie na oceanie - powiedział wampir, chyba rozbawiony koncepcją. - Ale czuję zapasy wina.
- Są dobrze przygotowani - mruknął Karai. - A biorąc pod uwagę, że na kontynencie jest dżuma, raczej nie zatęsknią szybko za domem. Mogą nas tu trzymać aż Augustus spokojnie zbierze armię.
- Akayla
- Kruk
Re: 18. Magia nie istnieje!
Ver mruknął.
- Są szeroko rozstawieni, jeśli ich unieruchomimy nie będą mogli pomagać sobie nawzajem, wyjąwszy smoki - stwierdził. - Zatrzymali się za daleko, żebym mógł ich ostrzelać z balist i małych katapult które tu mamy tak jak chciałem, ale to nie szkodzi. Wodna formacja połamie im stery, tak jak planowaliśmy. Potem będzie można zrobić desant z powietrza na ich okręt flagowy. Wytłuc ich smoki, kiedy się podniosą. Zbombardować i podpalić resztę statków. Lub atakować okręty pojedynczo i zagarnąć ich zapasy - przyznał.
- Są szeroko rozstawieni, jeśli ich unieruchomimy nie będą mogli pomagać sobie nawzajem, wyjąwszy smoki - stwierdził. - Zatrzymali się za daleko, żebym mógł ich ostrzelać z balist i małych katapult które tu mamy tak jak chciałem, ale to nie szkodzi. Wodna formacja połamie im stery, tak jak planowaliśmy. Potem będzie można zrobić desant z powietrza na ich okręt flagowy. Wytłuc ich smoki, kiedy się podniosą. Zbombardować i podpalić resztę statków. Lub atakować okręty pojedynczo i zagarnąć ich zapasy - przyznał.
- Los
- Mistrz Gry
Re: 18. Magia nie istnieje!
- Myślałem o potajemnym wyprawieniu faraona na Wschód - przyznał Karai. - Ale możemy spróbować. Nie trzeba robić wielkiego desantu. Zacznij walczyć, a moi Czerwoni dokonają abordażu na okręt flagowy.
- Akayla
- Kruk
Re: 18. Magia nie istnieje!
- Weźcie wampiry, na wszelki - poradził Ver, spoglądając znów na statki. - Mamy kilka smoków większych gabarytów. Nie do końca rozmiarów tamtej bestii królowej, ale są duże. Nieważne jak wielkie są te galery, każdy okręt pójdzie na dno kiedy go trafić zrzuconym przez nie worem kamieni. Ich pomysł że mogą skutecznie oblegać Północ jest śmiechu wart. - Obejrzał się na towarzyszącego mu oficera Nieśmiertelnych. - Niech wodna formacja bierze się do akcji, ruchy! - Kiedy ten odszedł, obrócił się znów do Karaiego. - Chcesz czekać na osłonę nocy czy wolimy być bezczelni i skoczyć im do gardła zaraz kiedy smoki skończą?
Tymczasem czekająca w porcie chmara północnych smoków wody - wrednych mieszanek meselerińskiej rasy z revetem, uzbrojonych w coś co wyglądało jak głowice wielkich toporów przywiązane do ogonów na skórzanych pasach - wskoczyła w fale i zniknęła w morskich odmętach.
Tymczasem czekająca w porcie chmara północnych smoków wody - wrednych mieszanek meselerińskiej rasy z revetem, uzbrojonych w coś co wyglądało jak głowice wielkich toporów przywiązane do ogonów na skórzanych pasach - wskoczyła w fale i zniknęła w morskich odmętach.
- Los
- Mistrz Gry
Re: 18. Magia nie istnieje!
Karai przyglądał się chwilę okrętom, potem spojrzał na Vera, potem znów na okręty.
- Idę po swoich Czerwonych - powiedział. - Nie zwlekajmy. Mam nadzieję, że jesteś czcicielem Świętych Duchów! - dodał, nim odszedł.
- Idę po swoich Czerwonych - powiedział. - Nie zwlekajmy. Mam nadzieję, że jesteś czcicielem Świętych Duchów! - dodał, nim odszedł.
- Akayla
- Kruk
Re: 18. Magia nie istnieje!
Ver tylko wyszczerzył się do niego pogodnie w odpowiedzi i też odwrócił się do swoich, wydać rozkazy do przygotowania się.
Akcja łamania sterów przebiegła bez zakłóceń i niezauważona - smoki potrafiły wstrzymywać oddech na długo, były ciemno ubarwione i zwinne, nie do wypatrzenia wśród fal, niemożliwe do wywęszenia dla wampirów. Po około półtorej godzinie, w czasie której formacja wróciła do portu tylko dwukrotnie aby zaczerpnąć tchu, smoki wylazły na brzeg, a Nieśmiertelni donieśli Verowi o wykonaniu zadania.
Ver uśmiechnął się i zawołał. Na jego rozkaz, ze stolicy uniosły się formacje. Część z nich niosła dzbany podpalonego oleju, reszta leciała swobodnie, gotowa rozszarpać na strzępy kogokolwiek kto ośmieliłby się zaatakować dywizję bombową. Wielkie smoki i ich kamienie Ver zamierzał rzucić dopiero za chwilę.
Formacje pomknęły spiesznie w kierunku galer i już chwilę później wielkie żagle pierwszych zajęły się płomieniem.
Akcja łamania sterów przebiegła bez zakłóceń i niezauważona - smoki potrafiły wstrzymywać oddech na długo, były ciemno ubarwione i zwinne, nie do wypatrzenia wśród fal, niemożliwe do wywęszenia dla wampirów. Po około półtorej godzinie, w czasie której formacja wróciła do portu tylko dwukrotnie aby zaczerpnąć tchu, smoki wylazły na brzeg, a Nieśmiertelni donieśli Verowi o wykonaniu zadania.
Ver uśmiechnął się i zawołał. Na jego rozkaz, ze stolicy uniosły się formacje. Część z nich niosła dzbany podpalonego oleju, reszta leciała swobodnie, gotowa rozszarpać na strzępy kogokolwiek kto ośmieliłby się zaatakować dywizję bombową. Wielkie smoki i ich kamienie Ver zamierzał rzucić dopiero za chwilę.
Formacje pomknęły spiesznie w kierunku galer i już chwilę później wielkie żagle pierwszych zajęły się płomieniem.
- Los
- Mistrz Gry
Re: 18. Magia nie istnieje!
Galernicy wyraźnie nie spodziewali się takiego ataku. Z pokładów poleciały oblane słomą z katapult i strzały z balist. Smoki - głównie meselerińskie gatunki - startowały z pokładów tylko, by poszarpać na strzępy lotnika, który nieopatrznie został ranny lub oddalił się od swoich. Załogi - poza sternikami i wioślarzami - chwyciły za łuki, kusze i harpuny.
Galery próbowały zawrócić, ale nie mogły. Mimo to południowcy najwyraźniej nie zamierzali tanio sprzedać skóry. Niebo stało się czarne od dymu, kamieni, strzał i krwi. Woda zaczerwieniła się, co chwila spadały tam ciała południowców, wojowników Północy i smoków, a wkrótce zjawiły się zawsze głodne rekiny, skutecznie dobijając tych, którzy może inaczej by ocaleli.
Karai i pozostali Czerwoni mknęli przez to piekło jak szkarłatno-złote strzały, unikając ciosów, rozdzielając się, to skupiając znowu, każdy swoją drogą, ale nieubłagalnie do celu. Ich smoki były silne, zwinne, doskonal wytrenowane i równie pozbawione instynktu samozachowawczego jak ich jeźdźcy.
Galery próbowały zawrócić, ale nie mogły. Mimo to południowcy najwyraźniej nie zamierzali tanio sprzedać skóry. Niebo stało się czarne od dymu, kamieni, strzał i krwi. Woda zaczerwieniła się, co chwila spadały tam ciała południowców, wojowników Północy i smoków, a wkrótce zjawiły się zawsze głodne rekiny, skutecznie dobijając tych, którzy może inaczej by ocaleli.
Karai i pozostali Czerwoni mknęli przez to piekło jak szkarłatno-złote strzały, unikając ciosów, rozdzielając się, to skupiając znowu, każdy swoją drogą, ale nieubłagalnie do celu. Ich smoki były silne, zwinne, doskonal wytrenowane i równie pozbawione instynktu samozachowawczego jak ich jeźdźcy.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości