Re: 19: Płynne przejścia od podróży łódką do apokalipsy
: sob maja 08, 2021 12:21 pm
Twierdza - Stary Świat
Isaku ją usłyszał, ale w tej chwili był, przynajmniej w swojej własnej głowie, w zupełnie innym miejscu i czasie, zagubiony między prawdą i złudzeniem, przeżywając nie tyle nawet wspomnienie, co oślepiająco realny powrót przeszłości, która może zdarzyła się naprawdę, a może wcale nie.
Im mocniej zagłębiał paznokcie w swoje własne ciało, tym łatwiej było mu rozdzielić złudzenia od prawdy i po chwili, leżąc skulony na podłodze, był już w zasadzie pewien że jest to podłoga bliżej nieokreślonego pomieszczenia Czerwonych, nie pałacu w Semiramidzie, że jest w o wiele gorszym stanie niż wtedy i że ból jego niezgojonych oparzeń jest absolutnie nieznośny.
Wyprostował się powoli, żeby usiąść na piętach i obejrzał swoje ciało. Wydawało się, że wszystkie odsłonięte mięśnie zarosły przynajmniej cienką warstwą skóry. Miał wrażenie, że wnętrze tułowia pali go żywym ogniem, ale całkiem możliwe, że to był tylko fantomowy ból jakiegoś przeszłego cierpienia - revetów, jeśli te zdarzyły się naprawdę, teraz sobie przypominał i dla odmiany zatopił paznokcie w udzie, żeby to wspomnienie znów nie przejęło kontroli nad rzeczywistością - natomiast to oparzenia wymagały specjalnych zabiegów. Wiedział, że nie dostanie sepsy, nie z białą magią, ale ból sączących się ropą ran był absolutnie nieznośny.
- Potrzebuję wody i bandaży. Proszę - powiedział.
Rakodi - Stary Świat
Jon odszukał w końcu Hisame i Roara.
- Tu jesteście - sapnął, łapiąc ich strzemiona, żeby mu znowu nie przepadli.
- Trzymajmy się razem, co? - zakpił kusznik i zeskoczył z siodła, żeby oddać konia Jonowi. - Jesteś cały?
- Jakimś cudem. Wy? - spytał chłopak.
Legiony wciąż stały - ale dlatego, że podniósł je Drake. Jeżeli ktoś uszedł z nich żywy, to dawno już zniknął w miejskich uliczkach, wśród przerażonych grup cywilów. Bitwa w tej części miasta właściwie dobiegła końca. Jon wskoczył na wierzchowca i wśród gramolących się na nogi zwłok pojechał w kierunku Nyma, oglądając się za Hisame i Roarem. Pozdrowił elfa kiwnięciem głową.
- Dziękuje - powiedział i starł z ust czyjąś krew, która dostała mu się na język, gdy wypowiadał to słowo. Po pieszej walce był zbryzgany od stóp do głów.
*
Apepi obserwował bitwę z wysoko położonej komnaty, opierając ozdobione złocistą obręczą ze szlachetnymi kamieniami czoło o szybę. Wezwany dowódca jego gwardii wpadł do środka, rozczochrany i przerażony.
- Pałac jest pod atakiem, Najjaśniejszy Panie! - doniósł od razu. - Zdołamy przeprowadzić cię do portalu...
- Poddajcie miasto - powiedział Apepi.
- Najjaśniejszy Panie, możemy uciec...
Apepi obejrzał się na niego przez ramię. Gwardzista zająknął się i wycofał. Po chwili zabiły dzwony, dając znać jeszcze walczącym, o ile jacyś byli, że czas rzucić broń.
Dla młodego faraona było nader oczywiste, że podpisał własny wyrok śmierci, ale w tej chwili nie było już nic do ocalenia, za wyjątkiem tych cywilów, którzy jakoś przetrwali dotychczasową rzeź. Port płonął, miejskich bram nie było, po Czarnoksiężniku ciągle nie było nawet śladu... Apepi był pewien, że jego posłaniec dotarł do Semiramidy, ale najwyraźniej jednak zdołał rozgniewać czymś Augustusa wystarczająco, by zostać skazanym na porażkę i śmierć. Ucieczka tam portalem nie byłaby więc niczym różna od tego, co miało go spotkać tutaj.
Różne miejsca - różne światy
Neatan bynajmniej nie próżnował, wbrew temu, co się Apepiemu wydawało. Po krótkiej rozmowie z Augustusem, gdy tylko otrzymali posłańca od Apepiego, udał się na Górę Mrefu. Nie zastał tam Isaku, po którego przyszedł. Uśmiercił atakujące go revety, których ciała opadły wokół zakrwawionego kamienia i zszedł do osady.
Setnik, który tam stacjonował, nic nie potrafił mu powiedzieć.
Zagniewany Neatan zostawił wioskę i trupy jej mieszkańców trawione przez płomienie, po czym ruszył dalej.
Świątynia w Nowym Świecie stała pusta. Obrócił ją w perzynę. To samo zrobił z każdą znaną sobie twierdzą Czerwonych w Starym Świecie.
Nic.
Nic.
Nic.
Czy porwali księcia wbrew jego woli? Czy może pakt został zerwany? Układy z Otchłanią były bardzo dosłowne i nawet taki szczegół miał znaczenie. Gdziekolwiek był Isaku, jeżeli walczył ze wszystkich sił, by jak wierny pies powrócić do swego pana - ręce Augustusa i Neatana tym samym pozostawały związane.
Nie było go jednak w miastach ZKP w Nowym Świecie. Nie było go w Meselerinie.
Z władcami jednego i drugiego, Neatan będzie miał do pogadania, ale nie dziś. Nie teraz.
Międzygórze w Nowym Świecie było zupełnie wymarłe. Kiedy Neatan je opuścił, pozostawił za sobą tylko wielką rozpadlinę w ziemi, która pochłonęła ogromne miasto. Przeklęte elfy.
Przeczesał Meselerin i Międzygórze w Starym Świecie.
Potem dotarł na Północ - i jakże ciekawe rzeczy ujrzał.
Zawrócił do Semiramidy, gdzie wydrapał szukające runy. Gdy pracowały, przeglądał wszystkie swoje pomniki i figurki, szukając jakiegokolwiek śladu...
Gdzie był Isaku? Jak go znaleźli? Czy Jon dotarł do Mrefu? Wobec tamtejszego setnika nikt nigdy nie miał podejrzeń, ale z drugiej strony działania Szubienicznika w czasie Wojny Czteroletniej nigdy jakoś go nie dotknęły, może więc miał z Jonem swoisty pakt o nieagresji... może pod Mrefu Wielki Wampir zwęszył księcia Isaku i zdecydowali się go uwolnić.
Czy Jon go uśmiercił i zabrał ciało? Mogłoby tak być. Byłby to akt łaski - wielkoduszny i jednocześnie satysfakcjonujący dla młodego księcia, bo pozwalający mu z czystym sumieniem wywrzeć dawną zemstę.
Runy szukające nic nie znalazły. Może ukryli Isaku pod runami, których Neatan nie mógł namierzyć i przełamać - na razie. A może rzeczywiście nie żył.
Czarnoksiężnik poszedł, naradzić się z Cesarzem i Lupusem. Uzurpator był mało wartościowy, każdego idiotę można było posadzić na jego miejsce, miast nadających się na stolicę w Złotym Imperium nie brakowało. Mogli go poświęcić, nawet zakładając, że wrogowie, podobno niezbyt liczni, zdołają w ogóle wedrzeć się do Rakodi. Musieli jednak zdecydować, co dalej, czy warto ponieść ewentualne ryzyko, czy też wciąż muszą traktować Nowy Świat jak wrażliwego bobasa.
Isaku ją usłyszał, ale w tej chwili był, przynajmniej w swojej własnej głowie, w zupełnie innym miejscu i czasie, zagubiony między prawdą i złudzeniem, przeżywając nie tyle nawet wspomnienie, co oślepiająco realny powrót przeszłości, która może zdarzyła się naprawdę, a może wcale nie.
Im mocniej zagłębiał paznokcie w swoje własne ciało, tym łatwiej było mu rozdzielić złudzenia od prawdy i po chwili, leżąc skulony na podłodze, był już w zasadzie pewien że jest to podłoga bliżej nieokreślonego pomieszczenia Czerwonych, nie pałacu w Semiramidzie, że jest w o wiele gorszym stanie niż wtedy i że ból jego niezgojonych oparzeń jest absolutnie nieznośny.
Wyprostował się powoli, żeby usiąść na piętach i obejrzał swoje ciało. Wydawało się, że wszystkie odsłonięte mięśnie zarosły przynajmniej cienką warstwą skóry. Miał wrażenie, że wnętrze tułowia pali go żywym ogniem, ale całkiem możliwe, że to był tylko fantomowy ból jakiegoś przeszłego cierpienia - revetów, jeśli te zdarzyły się naprawdę, teraz sobie przypominał i dla odmiany zatopił paznokcie w udzie, żeby to wspomnienie znów nie przejęło kontroli nad rzeczywistością - natomiast to oparzenia wymagały specjalnych zabiegów. Wiedział, że nie dostanie sepsy, nie z białą magią, ale ból sączących się ropą ran był absolutnie nieznośny.
- Potrzebuję wody i bandaży. Proszę - powiedział.
Rakodi - Stary Świat
Jon odszukał w końcu Hisame i Roara.
- Tu jesteście - sapnął, łapiąc ich strzemiona, żeby mu znowu nie przepadli.
- Trzymajmy się razem, co? - zakpił kusznik i zeskoczył z siodła, żeby oddać konia Jonowi. - Jesteś cały?
- Jakimś cudem. Wy? - spytał chłopak.
Legiony wciąż stały - ale dlatego, że podniósł je Drake. Jeżeli ktoś uszedł z nich żywy, to dawno już zniknął w miejskich uliczkach, wśród przerażonych grup cywilów. Bitwa w tej części miasta właściwie dobiegła końca. Jon wskoczył na wierzchowca i wśród gramolących się na nogi zwłok pojechał w kierunku Nyma, oglądając się za Hisame i Roarem. Pozdrowił elfa kiwnięciem głową.
- Dziękuje - powiedział i starł z ust czyjąś krew, która dostała mu się na język, gdy wypowiadał to słowo. Po pieszej walce był zbryzgany od stóp do głów.
*
Apepi obserwował bitwę z wysoko położonej komnaty, opierając ozdobione złocistą obręczą ze szlachetnymi kamieniami czoło o szybę. Wezwany dowódca jego gwardii wpadł do środka, rozczochrany i przerażony.
- Pałac jest pod atakiem, Najjaśniejszy Panie! - doniósł od razu. - Zdołamy przeprowadzić cię do portalu...
- Poddajcie miasto - powiedział Apepi.
- Najjaśniejszy Panie, możemy uciec...
Apepi obejrzał się na niego przez ramię. Gwardzista zająknął się i wycofał. Po chwili zabiły dzwony, dając znać jeszcze walczącym, o ile jacyś byli, że czas rzucić broń.
Dla młodego faraona było nader oczywiste, że podpisał własny wyrok śmierci, ale w tej chwili nie było już nic do ocalenia, za wyjątkiem tych cywilów, którzy jakoś przetrwali dotychczasową rzeź. Port płonął, miejskich bram nie było, po Czarnoksiężniku ciągle nie było nawet śladu... Apepi był pewien, że jego posłaniec dotarł do Semiramidy, ale najwyraźniej jednak zdołał rozgniewać czymś Augustusa wystarczająco, by zostać skazanym na porażkę i śmierć. Ucieczka tam portalem nie byłaby więc niczym różna od tego, co miało go spotkać tutaj.
Różne miejsca - różne światy
Neatan bynajmniej nie próżnował, wbrew temu, co się Apepiemu wydawało. Po krótkiej rozmowie z Augustusem, gdy tylko otrzymali posłańca od Apepiego, udał się na Górę Mrefu. Nie zastał tam Isaku, po którego przyszedł. Uśmiercił atakujące go revety, których ciała opadły wokół zakrwawionego kamienia i zszedł do osady.
Setnik, który tam stacjonował, nic nie potrafił mu powiedzieć.
Zagniewany Neatan zostawił wioskę i trupy jej mieszkańców trawione przez płomienie, po czym ruszył dalej.
Świątynia w Nowym Świecie stała pusta. Obrócił ją w perzynę. To samo zrobił z każdą znaną sobie twierdzą Czerwonych w Starym Świecie.
Nic.
Nic.
Nic.
Czy porwali księcia wbrew jego woli? Czy może pakt został zerwany? Układy z Otchłanią były bardzo dosłowne i nawet taki szczegół miał znaczenie. Gdziekolwiek był Isaku, jeżeli walczył ze wszystkich sił, by jak wierny pies powrócić do swego pana - ręce Augustusa i Neatana tym samym pozostawały związane.
Nie było go jednak w miastach ZKP w Nowym Świecie. Nie było go w Meselerinie.
Z władcami jednego i drugiego, Neatan będzie miał do pogadania, ale nie dziś. Nie teraz.
Międzygórze w Nowym Świecie było zupełnie wymarłe. Kiedy Neatan je opuścił, pozostawił za sobą tylko wielką rozpadlinę w ziemi, która pochłonęła ogromne miasto. Przeklęte elfy.
Przeczesał Meselerin i Międzygórze w Starym Świecie.
Potem dotarł na Północ - i jakże ciekawe rzeczy ujrzał.
Zawrócił do Semiramidy, gdzie wydrapał szukające runy. Gdy pracowały, przeglądał wszystkie swoje pomniki i figurki, szukając jakiegokolwiek śladu...
Gdzie był Isaku? Jak go znaleźli? Czy Jon dotarł do Mrefu? Wobec tamtejszego setnika nikt nigdy nie miał podejrzeń, ale z drugiej strony działania Szubienicznika w czasie Wojny Czteroletniej nigdy jakoś go nie dotknęły, może więc miał z Jonem swoisty pakt o nieagresji... może pod Mrefu Wielki Wampir zwęszył księcia Isaku i zdecydowali się go uwolnić.
Czy Jon go uśmiercił i zabrał ciało? Mogłoby tak być. Byłby to akt łaski - wielkoduszny i jednocześnie satysfakcjonujący dla młodego księcia, bo pozwalający mu z czystym sumieniem wywrzeć dawną zemstę.
Runy szukające nic nie znalazły. Może ukryli Isaku pod runami, których Neatan nie mógł namierzyć i przełamać - na razie. A może rzeczywiście nie żył.
Czarnoksiężnik poszedł, naradzić się z Cesarzem i Lupusem. Uzurpator był mało wartościowy, każdego idiotę można było posadzić na jego miejsce, miast nadających się na stolicę w Złotym Imperium nie brakowało. Mogli go poświęcić, nawet zakładając, że wrogowie, podobno niezbyt liczni, zdołają w ogóle wedrzeć się do Rakodi. Musieli jednak zdecydować, co dalej, czy warto ponieść ewentualne ryzyko, czy też wciąż muszą traktować Nowy Świat jak wrażliwego bobasa.