Re: 20.3 Nikt nie pytał, wszyscy potrzebowali
: sob wrz 03, 2022 10:36 pm
Fariha mruknęła. Nie miała ochoty na dyskusję na temat tego, czy zetknięcie ich świata z Otchłanią rzeczywiście jest takież znowu dobre.
Wyszli z Alem, Fariha złapała dla nich najbliższą dorożkę i pojechali.
Dotarli na miejsce po niespełna kwadransie, wyminęli porzucony wóz i weszli do środka. Ver zszedł z piętra akurat jak zamykali drzwi.
- Cześć, Fariha, cześć, Al - przywitał ich. - Wejdźcie - zaprosił ich do salonu.
Istota, która leżała na noszach, wyglądała trochę jak porcelanowa lalka. Gigantyczna, połamana, porcelanowa lalka. Miała w miarę ludzkie - tylko nadzwyczajnie gładkie - rysy twarzy, jej piękną buźkę okalały złociste loki, a na głowę narzuciła kaptur. Luźne (i brudne po zderzeniu z ziemią), wielowarstwowe szaty okrywały ją tak starannie, że trudno było określić jej płeć. Były też absurdalnie długie - zakrywały jej stopy i spływały dalej, dobrze poza krawędź noszy. Fariha zauważyła też, że w kilku miejscach do sześciorga skrzydeł - z których część sterczała pod dziwnymi, nieprzyjemnymi kątami - były poprzywiązywane jakieś woreczki.
Wampirzyca zamrugała i lekko rozdziawiła usta.
- Um. Książę, z całym szacunkiem, nie wydaje mi się, żeby to był demon - stwierdziła.
Po pierwsze, nie cuchnął. Al cuchnął nawet przez perfumy, chociaż ludzie mieli za słabe nosy, żeby poczuć. Ten tu wręcz przeciwnie, pachniał przepięknie, jak ukwiecona łąka. Zapach ten zdecydowanie przytłaczał nikłą woń spalenizny, obecną po traktowaniu jakie zgotowali mu Nieśmiertelni.
Po drugie, stwór był zdecydowanie zbyt śliczny jak na demona Otchłani.
Ale przede wszystkim, kojarzył się Faryszce raczej z opisami świętych bytów, które znała z pism Czerwonych.
Czy Nieśmiertelni naprawdę, zupełnie poważnie, strącili z nieba Świętego Ducha??? Czy oni wiedzieli w ogóle, co zrobili????
- Jak to, nie? - odrzekł Ver. - To co to jest?
Nie, nie wiedzieli.
Wyszli z Alem, Fariha złapała dla nich najbliższą dorożkę i pojechali.
Dotarli na miejsce po niespełna kwadransie, wyminęli porzucony wóz i weszli do środka. Ver zszedł z piętra akurat jak zamykali drzwi.
- Cześć, Fariha, cześć, Al - przywitał ich. - Wejdźcie - zaprosił ich do salonu.
Istota, która leżała na noszach, wyglądała trochę jak porcelanowa lalka. Gigantyczna, połamana, porcelanowa lalka. Miała w miarę ludzkie - tylko nadzwyczajnie gładkie - rysy twarzy, jej piękną buźkę okalały złociste loki, a na głowę narzuciła kaptur. Luźne (i brudne po zderzeniu z ziemią), wielowarstwowe szaty okrywały ją tak starannie, że trudno było określić jej płeć. Były też absurdalnie długie - zakrywały jej stopy i spływały dalej, dobrze poza krawędź noszy. Fariha zauważyła też, że w kilku miejscach do sześciorga skrzydeł - z których część sterczała pod dziwnymi, nieprzyjemnymi kątami - były poprzywiązywane jakieś woreczki.
Wampirzyca zamrugała i lekko rozdziawiła usta.
- Um. Książę, z całym szacunkiem, nie wydaje mi się, żeby to był demon - stwierdziła.
Po pierwsze, nie cuchnął. Al cuchnął nawet przez perfumy, chociaż ludzie mieli za słabe nosy, żeby poczuć. Ten tu wręcz przeciwnie, pachniał przepięknie, jak ukwiecona łąka. Zapach ten zdecydowanie przytłaczał nikłą woń spalenizny, obecną po traktowaniu jakie zgotowali mu Nieśmiertelni.
Po drugie, stwór był zdecydowanie zbyt śliczny jak na demona Otchłani.
Ale przede wszystkim, kojarzył się Faryszce raczej z opisami świętych bytów, które znała z pism Czerwonych.
Czy Nieśmiertelni naprawdę, zupełnie poważnie, strącili z nieba Świętego Ducha??? Czy oni wiedzieli w ogóle, co zrobili????
- Jak to, nie? - odrzekł Ver. - To co to jest?
Nie, nie wiedzieli.