
Pierwszym co dostrzegła, był gwałtowny ruch na konarze nieopodal. Doczepione do niego było bure, kudłate zwierzątko, z klapniętymi uszyskami, krótkim ogonem i zakończonymi tępymi pazurami łapami. Po sierści stworzenia spływały wąskie strużki krwi. Piszczało cicho i szamotało się słabo, wyraźnie opadając już z sił, beznadziejnie przyklejone do pokrywającej konar żółtawej mazi.
Zresztą większość z gałęzi była pokryta takową, łącznie z tym, na którym wylądowała Ryu.
Uwięzione stworzenie po raz kolejny wrzasnęło straszliwie, jakby naprawdę liczyło na pomoc. Wtedy, pokryta liśćmi gałąź gruba jak ramię rosłego mężczyzny, ulokowana metr na lewo od Ryu, poruszyła się i wygięła wężowato. W dwóch z wielu chwytnych łapsk stworzenie trzymało kulę tej samej substancji, którą rzucono wcześniej w statek.
Istota zaklekotała żuwaczkami i miotnęła w jej kierunku.
