Elra potaknął i bez dalszego ociągania zabrał się za zbieranie wszystkiego, co należało zabrać.
- W razie potrzeby, też możesz wskoczyć na Dzikuska - dodał do Jona.
18. Magia nie istnieje!
- Los
- Mistrz Gry
Re: 18. Magia nie istnieje!
Jon myślał przez moment. Wreszcie pokręcił głową.
- On ma dużo smoków i chce ciebie - powiedział. - Lećcie jak najszybciej znaleźć Oświeconego... Albo kogokolwiek wśród Czerwonych. My sobie poradzimy. Gar jest mądry o godny zaufania. I twardy też. To dobry towarzysz. Znajdziemy się jakoś, później.
- On ma dużo smoków i chce ciebie - powiedział. - Lećcie jak najszybciej znaleźć Oświeconego... Albo kogokolwiek wśród Czerwonych. My sobie poradzimy. Gar jest mądry o godny zaufania. I twardy też. To dobry towarzysz. Znajdziemy się jakoś, później.
- Akayla
- Kruk
Re: 18. Magia nie istnieje!
- Chyba oszalałeś! - oburzył się Elra, z wrażenia aż porzucając robotę. - Pozabija was! Ty... - zaczął, ale urwał i zacisnął pięści, bo zobaczył coś w spojrzeniu syna i zrozumiał, że ten nie ma zamiaru ustąpić. I pewnie miał rację. - Skontaktujemy się przez Sofiję - burknął, wybitnie niezadowolony z obrotu spraw i poszedł zebrać odrobinę z bagaży, dla siebie i Gara.
Przytroczył wszystko do Dzikuska, pomógł elfowi się na niego wdrapać, a przez grzbiet Neba przerzucił Danę. Potem wrócił jeszcze na chwilkę do pawilonu i w przypływie wylewnych uczuć uściskał Jona. Krótko, ale mocno.
- Kocham cię. Nie daj się skurwysynowi - mruknął cicho, tak żeby tylko Jon usłyszał, i puścił.
Przytroczył wszystko do Dzikuska, pomógł elfowi się na niego wdrapać, a przez grzbiet Neba przerzucił Danę. Potem wrócił jeszcze na chwilkę do pawilonu i w przypływie wylewnych uczuć uściskał Jona. Krótko, ale mocno.
- Kocham cię. Nie daj się skurwysynowi - mruknął cicho, tak żeby tylko Jon usłyszał, i puścił.
- Cerro
- Takeshi
Re: 18. Magia nie istnieje!
- Nie martw się o mnie, ojcze - mruknął Jon, klepnął go po męsku w ramię i rozstali się.
Gdy smoki wystartowały, Gar wychylił się jeszcze, patrząc w dół i skrzywił z niezadowoleniem. Ale nic nie powiedział. Ludzie byli jakoś bardziej nawykli, że mogą kogoś już nigdy nie zobaczyć.
- Więc... - powiedział powoli - ...za dżunglą jest jedno miejsce. Wszyscy, Wojownicy i buntownicy też, trzymają się od niego w cholerę daleko. Nie sądzę, żeby nawet Isaku zamierzał się tam zbliżać, nie kiedy wygląda jak żywy trup. Dla nas to wielka zaleta. Z pewnością znajdziemy tam kobiety Czerwonych, bardzo odważne i z wiedzą, gdzie możemy znaleźć ich mężów, którzy wskazaliby nam dalszy kierunek. Kolejna zaleta. Wada... jest to miejsce zsyłki trędowatych. A trąd jest w tych czasach wyjątkowo zjadliwy. Całkiem dosłownie - mruknął. - Lub... możemy poszukać smoczych skał z nadzieją, że znajdziemy jakąś, w której są Czerwoni, ale kiedy mamy na karku... o wilku mowa - stwierdził, odwracając się.
Neb obejrzał się również i ryknął. Ze strachem. Coś bardzo niepokojącego w jego przypadku. W ostatniej chwili gwałtownie skręcił, a tuż obok niego przemknęła gigantyczna strzała, wystrzelona ze szczytu zigguratu, ledwo widocznego wśród wierzchołków drzew.
Ponad drzewa wystrzeliły ze wszystkich stron smoki, głównie revety z jeźdźcami na grzbietach, skutecznie odcinając im drogę ucieczki w kierunku innym niż ten ziggurat, gdzie uwijali się już Nieśmiertelni, ładując nowy pocisk na balistę.
Neb i Dzikusek spojrzeli ku sobie, a potem starszy smok skręcił gwałtownie i runął w tamtym kierunku, ile sił w skrzydłach. Neb skręcił zaraz za nim. Obława smoków zamykała się wokół nich w zastraszającym tempie.
Dzikusek gwałtowną spiralą ominął kolejny pocisk i przemknął nad zigguratem. Lecący za nim Neb zniżył jednak lot i runął na stojących na nim Nieśmiertelnych. Elra mógł zobaczyć dlaczego, pomimo wyciskającej łzy prędkości. Wśród Nieśmiertelnych stał Isaku.
Na szyi miał bliznę, niknącą pod ubraniem i sięgającą aż na twarz, rzecz tym bardziej niezwykła u albinosa. Nie nosił zbroi. Wyglądał zresztą, jakby nie był w stanie takowej udźwignąć. Był biały, oczywiście, ale była to chorobliwa, zielonkawa biel, rysy twarzy miał wyostrzone i był wychudły, jak człowiek kilka miesięcy przed śmiercią. Ale uśmiechnął się i cisnął trzymanym za plecami harpunem z całą dawną siłą, gdy Neb był raptem o kilka metrów od niego.
Smok był na to gotowy. Gwałtownie poderwał się w górę, przepuszczając harpun pod brzuchem i przemknął tuż nad głowami Nieśmiertelnych, uderzeniem ogona tłukąc ich balistę w drzazgi. Potem pomknął za malejącym już w oddali ojcem, porykując jak porzucone pisklę.
Gdy smoki wystartowały, Gar wychylił się jeszcze, patrząc w dół i skrzywił z niezadowoleniem. Ale nic nie powiedział. Ludzie byli jakoś bardziej nawykli, że mogą kogoś już nigdy nie zobaczyć.
- Więc... - powiedział powoli - ...za dżunglą jest jedno miejsce. Wszyscy, Wojownicy i buntownicy też, trzymają się od niego w cholerę daleko. Nie sądzę, żeby nawet Isaku zamierzał się tam zbliżać, nie kiedy wygląda jak żywy trup. Dla nas to wielka zaleta. Z pewnością znajdziemy tam kobiety Czerwonych, bardzo odważne i z wiedzą, gdzie możemy znaleźć ich mężów, którzy wskazaliby nam dalszy kierunek. Kolejna zaleta. Wada... jest to miejsce zsyłki trędowatych. A trąd jest w tych czasach wyjątkowo zjadliwy. Całkiem dosłownie - mruknął. - Lub... możemy poszukać smoczych skał z nadzieją, że znajdziemy jakąś, w której są Czerwoni, ale kiedy mamy na karku... o wilku mowa - stwierdził, odwracając się.
Neb obejrzał się również i ryknął. Ze strachem. Coś bardzo niepokojącego w jego przypadku. W ostatniej chwili gwałtownie skręcił, a tuż obok niego przemknęła gigantyczna strzała, wystrzelona ze szczytu zigguratu, ledwo widocznego wśród wierzchołków drzew.
Ponad drzewa wystrzeliły ze wszystkich stron smoki, głównie revety z jeźdźcami na grzbietach, skutecznie odcinając im drogę ucieczki w kierunku innym niż ten ziggurat, gdzie uwijali się już Nieśmiertelni, ładując nowy pocisk na balistę.
Neb i Dzikusek spojrzeli ku sobie, a potem starszy smok skręcił gwałtownie i runął w tamtym kierunku, ile sił w skrzydłach. Neb skręcił zaraz za nim. Obława smoków zamykała się wokół nich w zastraszającym tempie.
Dzikusek gwałtowną spiralą ominął kolejny pocisk i przemknął nad zigguratem. Lecący za nim Neb zniżył jednak lot i runął na stojących na nim Nieśmiertelnych. Elra mógł zobaczyć dlaczego, pomimo wyciskającej łzy prędkości. Wśród Nieśmiertelnych stał Isaku.
Na szyi miał bliznę, niknącą pod ubraniem i sięgającą aż na twarz, rzecz tym bardziej niezwykła u albinosa. Nie nosił zbroi. Wyglądał zresztą, jakby nie był w stanie takowej udźwignąć. Był biały, oczywiście, ale była to chorobliwa, zielonkawa biel, rysy twarzy miał wyostrzone i był wychudły, jak człowiek kilka miesięcy przed śmiercią. Ale uśmiechnął się i cisnął trzymanym za plecami harpunem z całą dawną siłą, gdy Neb był raptem o kilka metrów od niego.
Smok był na to gotowy. Gwałtownie poderwał się w górę, przepuszczając harpun pod brzuchem i przemknął tuż nad głowami Nieśmiertelnych, uderzeniem ogona tłukąc ich balistę w drzazgi. Potem pomknął za malejącym już w oddali ojcem, porykując jak porzucone pisklę.
- Akayla
- Kruk
Re: 18. Magia nie istnieje!
Elra oderwał wzrok od swojego niegdysiejszego przyjaciela, tego pieprzonego zdrajcy, i przylgnął do szyi smoka, przyciskając sobą do niego również Danę. Przez dłuższą chwilę bał się oglądać za siebie, ale wreszcie zebrał się na odwagę i zaczął patrzeć przez ramię. Neb powinien się skupić na gonieniu Dzikuska, a Elra powinien mu pomóc nie dać się trafić gdyby znaleźli się znów w zasięgu jakiegoś harpuna.
Tyle dobrze że dzięki brawurze Neba chociaż o balistę nie musieli się już martwić.
Tyle dobrze że dzięki brawurze Neba chociaż o balistę nie musieli się już martwić.
- Cerro
- Takeshi
Re: 18. Magia nie istnieje!
Nieśmiertelni ścigali ich chwilę, ale ich formacja była tak ciasna, że nie mogli cisnąć harpunami. Poddali się szybko, zawrócili i zanurkowali w kierunku, z którego Dzikusek i Neb się wzbili. Do dawnych wrót domeny Czarnoksiężnika.
Nieświadomi tego Gar i Dzikusek zwolnili, i Neb zdołał ich w końcu dogonić.
- Więc co wolisz zrobić? - spytał elf, jakby atak Nieśmiertelnych był tylko mało wartym wspomnienia epizodem, który im przerwał rozmowę.
Nieświadomi tego Gar i Dzikusek zwolnili, i Neb zdołał ich w końcu dogonić.
- Więc co wolisz zrobić? - spytał elf, jakby atak Nieśmiertelnych był tylko mało wartym wspomnienia epizodem, który im przerwał rozmowę.
- Akayla
- Kruk
Re: 18. Magia nie istnieje!
Elra nie odpowiadał przez chwilę, bo był zajęty zmartwionym patrzeniem za siebie.
- Mam nadzieję, że zdążyli się stamtąd zabrać - mruknął cicho. Potem spojrzał na Gara. - Cenię sobie twoje życie. Ja mogę wejść między trędowatych, ale nie chciałbym, żeby coś stało się tobie. Ale szanse na smoczych skałach są nikłe, prawda?
- Mam nadzieję, że zdążyli się stamtąd zabrać - mruknął cicho. Potem spojrzał na Gara. - Cenię sobie twoje życie. Ja mogę wejść między trędowatych, ale nie chciałbym, żeby coś stało się tobie. Ale szanse na smoczych skałach są nikłe, prawda?
- Cerro
- Takeshi
Re: 18. Magia nie istnieje!
- Nikłe nie, ale na pewno poszukiwania się przeciągną - powiedział Gar. - Ja długo nie pożyję bez pomocy - dodał. - A tam przynajmniej mają leki i ktoś odetnie mi nogę w razie gangreny.
- Akayla
- Kruk
Re: 18. Magia nie istnieje!
- Słuszna uwaga - przyznał Elra. - W takim razie spróbujmy jakoś ominąć tego psa i lećmy do trędowatych.
- Cerro
- Takeshi
Re: 18. Magia nie istnieje!
Smoki usłyszały. Dzikusek poinformował o tym mruknięciem.
Mimo to lecieli dalej w złym kierunku pod rozpalonym niebem, aż ciężkie chmury zebrały się nad dżunglą. Wtedy, tuż przed tym jak lunął deszcz, smoki wzniosły się w ich ciężkie, wilgotne, szare cielska. W zimnej, przejmującej wilgoci, wśród budzących przerażenie błysków piorunów, zmieniły w końcu kierunek.
Z chmur wyłonili się poza dżunglą, nad pustynią. Smoki zniżyły lot, by ich pasażerowie mogli się chociaż nieco ogrzać. Wkrótce wzeszły gwiazdy. Smoki znowu zmieniły kierunek lotu.
- Kurwa - powiedział siarczyście Gar, gdy w promieniach wschodzącego końca ujrzeli nie tylko osadę, wyrosłą pośrodku pustyni ze szmat i śmieci, ale też jeźdźców i smoki - długą kolumnę, która wyraźnie wędrowała to prosto od dżungli. - Skąd ten pierdolony skurwiel zawsze wie... bez urazy - dodał do Elry. - W dół, zanim nas zauważą i dogonią, cerendi - poprosił.
Dzikusek zanurkował po chwili, jakby przemyślał tę uwagę i uznał za stosowną, a Neb podążył za nim. Wkrótce wylądowali na niewielkim placyku, jedynym co było wolne wśród skleconych dosłownie z byle czego daszków, pod którymi na posłaniach leżeli i siedzieli niezliczeni ludzie. W powietrzu czuć było smród taki zwyczajny, ludzki, ale po ukrytych w cieniu ludziach znać było charakterystyczne zniekształcenia, typowe dla trędowatych.
Gar zsiadł ze smoka ostrożnie, jakby już bał się, że zarazi się od ziemi. Ale noga ugięła się pod nim i runął z bolesnym okrzykiem jak długi, zarywając twarzą w piach.
Natychmiast spomiędzy chat wybiegły dwie kobiety, by pomóc mu się podnieść. Były ubrane jak bardzo konserwatywne wyznawczynie duchów. Czyli nader sterylnie.
Mimo to lecieli dalej w złym kierunku pod rozpalonym niebem, aż ciężkie chmury zebrały się nad dżunglą. Wtedy, tuż przed tym jak lunął deszcz, smoki wzniosły się w ich ciężkie, wilgotne, szare cielska. W zimnej, przejmującej wilgoci, wśród budzących przerażenie błysków piorunów, zmieniły w końcu kierunek.
Z chmur wyłonili się poza dżunglą, nad pustynią. Smoki zniżyły lot, by ich pasażerowie mogli się chociaż nieco ogrzać. Wkrótce wzeszły gwiazdy. Smoki znowu zmieniły kierunek lotu.
- Kurwa - powiedział siarczyście Gar, gdy w promieniach wschodzącego końca ujrzeli nie tylko osadę, wyrosłą pośrodku pustyni ze szmat i śmieci, ale też jeźdźców i smoki - długą kolumnę, która wyraźnie wędrowała to prosto od dżungli. - Skąd ten pierdolony skurwiel zawsze wie... bez urazy - dodał do Elry. - W dół, zanim nas zauważą i dogonią, cerendi - poprosił.
Dzikusek zanurkował po chwili, jakby przemyślał tę uwagę i uznał za stosowną, a Neb podążył za nim. Wkrótce wylądowali na niewielkim placyku, jedynym co było wolne wśród skleconych dosłownie z byle czego daszków, pod którymi na posłaniach leżeli i siedzieli niezliczeni ludzie. W powietrzu czuć było smród taki zwyczajny, ludzki, ale po ukrytych w cieniu ludziach znać było charakterystyczne zniekształcenia, typowe dla trędowatych.
Gar zsiadł ze smoka ostrożnie, jakby już bał się, że zarazi się od ziemi. Ale noga ugięła się pod nim i runął z bolesnym okrzykiem jak długi, zarywając twarzą w piach.
Natychmiast spomiędzy chat wybiegły dwie kobiety, by pomóc mu się podnieść. Były ubrane jak bardzo konserwatywne wyznawczynie duchów. Czyli nader sterylnie.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości