- To gody. Nieźle wyglądają - oceniła. - A nawet jeśli nie, to całkiem zabawne - dodała po chwili. - Podoba mu się - wyjaśniła konspiracyjnie.
Czarne Skrzydło nie wytrzymał w końcu i złapał nadgarstek Gaby.
- Możesz się wydzierać o humanitaryzmie do usranej śmierci, ale przestań mnie trącać, do cholery - poprosił nawet spokojnie.
- Trącać? - upewniła się z jeszcze większą złością.
- Dokładnie, trącać.
*
- Niemowlęta też chętnie kooperowały? - spytał Kellam, kończąc składać łabędzia. Rozprostował go starannie i zaczął zginać różę.
19: Płynne przejścia od podróży łódką do apokalipsy
- Akayla
- Kruk
Re: 19: Płynne przejścia od podróży łódką do apokalipsy
- Ach, rozumiem - odrzekł Syrus równie konspiracyjnym tonem. - Pasowaliby do siebie, jeśli przestaną się kłócić - zgodził się z nią.
*
- Ich matki - odrzekł wampir obojętnie.
*
- Ich matki - odrzekł wampir obojętnie.
- Cerro
- Takeshi
Re: 19: Płynne przejścia od podróży łódką do apokalipsy
Gaba właśnie wyciągnęła z pochwy szablę.
- Jeśli myślisz, że mam jakieś opory przed walką z kobietą... - ostrzegł Hans, do połowy dobywając miecza.
- Och nie, o opory to cię naprawdę nie posądzam - zapewniła.
- Przesadzasz - powiedział Nieśmiertelny, cofając się o krok.
Może jednak miał opory, może był to jego profesjonalizm, a może przekonanie, że w razie czego Ver zrobi mu jesień średniowiecza. Obecni wydawali się perspektywą bitki cokolwiek zachwyceni.
- Stawaj, do cholery - wycedziła Gaba. - W równym pojedynku elita Nieśmiertelnych nagle nie jest taka elitarna?
Hans po prawdzie uważał, że przeciąłby tę wariatkę na pół nawet przez jej śmieszny mieczyk, ale moment na eskalację nie był najlepszy. Kraha jednym długim, leniwym susem znalazła się za nim.
- Zawsze mnie to fascynuje - zasyczała po meselerińsku z zimną premedytacją. - Ze wszystkich ludzi... po każdej ze stron... najwięcej pretensji o wojnę czteroletnią mają ci, którzy stali z boku i nic nie robili. To naprawdę musi wiercić głęboko wasze sumienia... może obojętność jednak jest gorsza od nienawiści.
Gaba wpatrywała się w nią przez chwilę, a jej twarz przybrała zacięty, gniewny wyraz. Potem gwałtownie schowała szablę.
- Wzywać smoka na pomoc - podsumowała. - Pieprzony mięczak.
Odwróciła się plecami, raz jeszcze zamiatając końskim ogonem i odeszła.
- Za mną! - krzyknęła na swoich ludzi, którzy pozbierali się i podążyli za nią, chyba trochę rozczarowani, chociaż stanowili mieszankę tutejszych i obywateli wszystkich państw Nowego Świata, więc raczej nie mieli silnych preferencji w dotychczasowym sporze.
Dopiero gdy się oddalili, Hans poklepał Krahę po szyi.
- Może powinnaś na polu bitwy mniej ziać ogniem, a więcej ranić ludzi słowami - podsumował.
*
Kellam pokiwał głową.
- A wielka, ogólnokrajowa organizacja? - spytał.
- Jeśli myślisz, że mam jakieś opory przed walką z kobietą... - ostrzegł Hans, do połowy dobywając miecza.
- Och nie, o opory to cię naprawdę nie posądzam - zapewniła.
- Przesadzasz - powiedział Nieśmiertelny, cofając się o krok.
Może jednak miał opory, może był to jego profesjonalizm, a może przekonanie, że w razie czego Ver zrobi mu jesień średniowiecza. Obecni wydawali się perspektywą bitki cokolwiek zachwyceni.
- Stawaj, do cholery - wycedziła Gaba. - W równym pojedynku elita Nieśmiertelnych nagle nie jest taka elitarna?
Hans po prawdzie uważał, że przeciąłby tę wariatkę na pół nawet przez jej śmieszny mieczyk, ale moment na eskalację nie był najlepszy. Kraha jednym długim, leniwym susem znalazła się za nim.
- Zawsze mnie to fascynuje - zasyczała po meselerińsku z zimną premedytacją. - Ze wszystkich ludzi... po każdej ze stron... najwięcej pretensji o wojnę czteroletnią mają ci, którzy stali z boku i nic nie robili. To naprawdę musi wiercić głęboko wasze sumienia... może obojętność jednak jest gorsza od nienawiści.
Gaba wpatrywała się w nią przez chwilę, a jej twarz przybrała zacięty, gniewny wyraz. Potem gwałtownie schowała szablę.
- Wzywać smoka na pomoc - podsumowała. - Pieprzony mięczak.
Odwróciła się plecami, raz jeszcze zamiatając końskim ogonem i odeszła.
- Za mną! - krzyknęła na swoich ludzi, którzy pozbierali się i podążyli za nią, chyba trochę rozczarowani, chociaż stanowili mieszankę tutejszych i obywateli wszystkich państw Nowego Świata, więc raczej nie mieli silnych preferencji w dotychczasowym sporze.
Dopiero gdy się oddalili, Hans poklepał Krahę po szyi.
- Może powinnaś na polu bitwy mniej ziać ogniem, a więcej ranić ludzi słowami - podsumował.
*
Kellam pokiwał głową.
- A wielka, ogólnokrajowa organizacja? - spytał.
- Akayla
- Kruk
Re: 19: Płynne przejścia od podróży łódką do apokalipsy
Syrus zerknął za Gabą. Był szczerze ciekaw czy coś jeszcze z tego wyjdzie.
Póki co jednak podszedł po prostu do Hansa.
- Odstawić was do domu? - zaoferował.
Dla niego niewielki problem, a może Nieśmiertelnym byłoby tak wygodniej. W końcu późno już było.
*
Wampir zasyczał. Nie odpowiedział. Ta "wielka rodzina", jak niektórzy czasem mówili, potraktowałaby go znacznie gorzej, gdyby zdradził, niż ci śmiertelnicy kiedykolwiek byliby w stanie.
Póki co jednak podszedł po prostu do Hansa.
- Odstawić was do domu? - zaoferował.
Dla niego niewielki problem, a może Nieśmiertelnym byłoby tak wygodniej. W końcu późno już było.
*
Wampir zasyczał. Nie odpowiedział. Ta "wielka rodzina", jak niektórzy czasem mówili, potraktowałaby go znacznie gorzej, gdyby zdradził, niż ci śmiertelnicy kiedykolwiek byliby w stanie.
- Cerro
- Takeshi
Re: 19: Płynne przejścia od podróży łódką do apokalipsy
- Będziemy wdzięczni - potwierdził Hans.
*
Kellam pokiwał głową ze zrozumieniem. Nie umiał jednak składać róży metodą origami. Po raz kolejny rozprostował papier, wygładził starannie długimi palcami i podniósł porzucone na stole pisadło. Jego aura zmieniła się. Teraz była duszna, obezwładniająca, odbierająca zmysły.
- Powiedz mi wszystko - powiedział.
I był najzupełniej pewien, że wampir powie.
*
Kellam pokiwał głową ze zrozumieniem. Nie umiał jednak składać róży metodą origami. Po raz kolejny rozprostował papier, wygładził starannie długimi palcami i podniósł porzucone na stole pisadło. Jego aura zmieniła się. Teraz była duszna, obezwładniająca, odbierająca zmysły.
- Powiedz mi wszystko - powiedział.
I był najzupełniej pewien, że wampir powie.
- Akayla
- Kruk
Re: 19: Płynne przejścia od podróży łódką do apokalipsy
Starszy wyglądał jakby się udławił.
- Przejęliśmy ją pięć albo sześć lat temu - wydusił z siebie. - Przedtem prowadziły ją upiory. Po porażce Parysusa... podporządkowaliśmy ją sobie. Od zawsze zajmowali się handlem tym bydłem, to było dla nas bardzo wygodne. Sporo z krwi z mojej winnicy szło w górę, do szefostwa. Reszta była kierowana na przemyt, do indywidualnych zagranicznych klientów, płacili za nią wielkie sumy. Krew małych dzieci jest rzadko spotykana... a i moi dorośli, prima sort. Są z łapanek z ulic i traktów, niektórzy kupieni od innych handlarzy. Zazwyczaj ściągaliśmy jak najmłodszych i specjalnie dobieraliśmy pod kątem smaku. Miałem nadzieję z czasem wyprowadzić własne linie. Przekonanie ich, że u mnie jest i będzie im lepiej niż gdziekolwiek indziej i że powinni okazywać nam wdzięczność kosztowało trochę wysiłku, ale było warto. To podnosi jakość krwi. Niektórzy byli trudniejsi niż inni. Mieli narowy. Tych trzeba było ubić, zanim zepsują pozostałych. Z dala od winnicy, żeby reszta nie widziała, bardzo ich to płoszy. Starannie dobieraliśmy im dietę, pilnowaliśmy ich zdrowia i zaprzęgaliśmy do prac w polu. Żeby mieli zajęcie i żeby nie musieć utrzymywać więcej śmiertelników niż potrzebowaliśmy. Za Augustusa regularnie mieliśmy świeże dostawy do przebrania. Teraz wstrzymaliśmy się z przyjmowaniem ich, chciałem zobaczyć, jak się krajobraz polityczny ułoży. Cały ten system był też wygodny na tę sytuację z Jonusem, w wypadku kontroli nie dawaliśmy podstaw do podejrzeń. Nie mam pojęcia, jak nas znaleźliście.
- Obecnie, wszystkie dostawy niewolników idą do jednostek niżej w hierarchii. Oni produkują tanią krew, chyba że akurat trafi się jakiś dzieciak. Jego można sprzedać drożej. Wypompowują te zwierzęta do czysta i pozbywają się trucheł. Trzymanie ich żywych byłoby dla nich zbyt ryzykowne, a ich produkcja i tak idzie na ilość, nie na jakość. Niektórzy, dla podniesienia prestiżu, zauroczyli w sobie śmiertelnika albo śmiertelniczkę i sprzedają ich krew drożej, jako lepszą jakościowo. Nie mają pojęcia, co robią, i sprzedają kicz, ale przeciętny wampir i tak gotów się od tego uzależnić - prychnął wzgardliwie.
- Jestem w trzecim rzędzie - dodał. - Nie mam pojęcia, gdzie jest szef... ale pewnie się wkrótce dowiecie. Mojemu przełożonemu, Sergio, nie podobała się ta cała zabawa w podkładanie ładunków Freyom, mordy i powolne wytruwanie biedoty w stolicy. Uważał to za samobójstwo i widzę, że miał rację - sapnął. - Teraz, kiedy Arbeia została odkryta, szef będzie go chciał zabić. Najlepszą szansą Sergia w tej sytuacji będzie zawiadomienie was, gdzie znajdziecie szefa.
- Przejęliśmy ją pięć albo sześć lat temu - wydusił z siebie. - Przedtem prowadziły ją upiory. Po porażce Parysusa... podporządkowaliśmy ją sobie. Od zawsze zajmowali się handlem tym bydłem, to było dla nas bardzo wygodne. Sporo z krwi z mojej winnicy szło w górę, do szefostwa. Reszta była kierowana na przemyt, do indywidualnych zagranicznych klientów, płacili za nią wielkie sumy. Krew małych dzieci jest rzadko spotykana... a i moi dorośli, prima sort. Są z łapanek z ulic i traktów, niektórzy kupieni od innych handlarzy. Zazwyczaj ściągaliśmy jak najmłodszych i specjalnie dobieraliśmy pod kątem smaku. Miałem nadzieję z czasem wyprowadzić własne linie. Przekonanie ich, że u mnie jest i będzie im lepiej niż gdziekolwiek indziej i że powinni okazywać nam wdzięczność kosztowało trochę wysiłku, ale było warto. To podnosi jakość krwi. Niektórzy byli trudniejsi niż inni. Mieli narowy. Tych trzeba było ubić, zanim zepsują pozostałych. Z dala od winnicy, żeby reszta nie widziała, bardzo ich to płoszy. Starannie dobieraliśmy im dietę, pilnowaliśmy ich zdrowia i zaprzęgaliśmy do prac w polu. Żeby mieli zajęcie i żeby nie musieć utrzymywać więcej śmiertelników niż potrzebowaliśmy. Za Augustusa regularnie mieliśmy świeże dostawy do przebrania. Teraz wstrzymaliśmy się z przyjmowaniem ich, chciałem zobaczyć, jak się krajobraz polityczny ułoży. Cały ten system był też wygodny na tę sytuację z Jonusem, w wypadku kontroli nie dawaliśmy podstaw do podejrzeń. Nie mam pojęcia, jak nas znaleźliście.
- Obecnie, wszystkie dostawy niewolników idą do jednostek niżej w hierarchii. Oni produkują tanią krew, chyba że akurat trafi się jakiś dzieciak. Jego można sprzedać drożej. Wypompowują te zwierzęta do czysta i pozbywają się trucheł. Trzymanie ich żywych byłoby dla nich zbyt ryzykowne, a ich produkcja i tak idzie na ilość, nie na jakość. Niektórzy, dla podniesienia prestiżu, zauroczyli w sobie śmiertelnika albo śmiertelniczkę i sprzedają ich krew drożej, jako lepszą jakościowo. Nie mają pojęcia, co robią, i sprzedają kicz, ale przeciętny wampir i tak gotów się od tego uzależnić - prychnął wzgardliwie.
- Jestem w trzecim rzędzie - dodał. - Nie mam pojęcia, gdzie jest szef... ale pewnie się wkrótce dowiecie. Mojemu przełożonemu, Sergio, nie podobała się ta cała zabawa w podkładanie ładunków Freyom, mordy i powolne wytruwanie biedoty w stolicy. Uważał to za samobójstwo i widzę, że miał rację - sapnął. - Teraz, kiedy Arbeia została odkryta, szef będzie go chciał zabić. Najlepszą szansą Sergia w tej sytuacji będzie zawiadomienie was, gdzie znajdziecie szefa.
- Los
- Mistrz Gry
Re: 19: Płynne przejścia od podróży łódką do apokalipsy
Kellam tym razem pisał. Gdy skończył, zwinął wygnieciony papier w rurkę i wepchnął za pasek jak jakiś starodawny zwój. Jego aura osłabła, stała się ledwo wyczuwalna. Patrzył chwilę na wampira, pozwalając mu pełnią jasnych zmysłów pojąć, co zrobił.
- Dziękuję za twoją kooperację - powiedział i wstał. - Nie mam pretensji, że zmyślałeś - zapewnił i skierował się do drzwi.
Po drodze złapał czaszkę wampira w żelazny chwyt i zaczął tłuc nią o blat. Robił to, aż bryzgnęła krew, chrupnęły kości, a zwoje mózgu eksplodowały na zewnątrz. Gdy jedynym, co mógł jeszcze chwycić, była maź że strzępami włosów, popatrzył na swoją ubrudzoną rękę. Zbliżał czubkiem języka trochę krwi.
- Niezłe meble robi to bydło - stwierdził, poklepał wampira na pożegnanie po ramieniu i poszedł zanieść Roarowi raport.
- Dziękuję za twoją kooperację - powiedział i wstał. - Nie mam pretensji, że zmyślałeś - zapewnił i skierował się do drzwi.
Po drodze złapał czaszkę wampira w żelazny chwyt i zaczął tłuc nią o blat. Robił to, aż bryzgnęła krew, chrupnęły kości, a zwoje mózgu eksplodowały na zewnątrz. Gdy jedynym, co mógł jeszcze chwycić, była maź że strzępami włosów, popatrzył na swoją ubrudzoną rękę. Zbliżał czubkiem języka trochę krwi.
- Niezłe meble robi to bydło - stwierdził, poklepał wampira na pożegnanie po ramieniu i poszedł zanieść Roarowi raport.
- Akayla
- Kruk
Re: 19: Płynne przejścia od podróży łódką do apokalipsy
Ciało chwilę leżało, tak jak je Kellam zostawił. Potem pomału osunęło się i upadło na podłogę z cichym plaśnięciem.
*
Syrus, w międzyczasie, odstawił Hansa z jego oddziałem, pożegnał ich ciepło i poszedł na drzemkę w Pamięci. Kiedy wrócił, z nowymi siłami, poszedł odebrać ze strażnicy Brutusa. Niezależnie od wyników przesłuchań Kellama, chciał jeszcze dowiedzieć się, co mówią ludzie na temat paru statków i niektórych szczególnie podejrzanych winnic.
Na ile czuł, Wielki zdążył już sobie pójść. To może było po wszystkim.
*
Syrus, w międzyczasie, odstawił Hansa z jego oddziałem, pożegnał ich ciepło i poszedł na drzemkę w Pamięci. Kiedy wrócił, z nowymi siłami, poszedł odebrać ze strażnicy Brutusa. Niezależnie od wyników przesłuchań Kellama, chciał jeszcze dowiedzieć się, co mówią ludzie na temat paru statków i niektórych szczególnie podejrzanych winnic.
Na ile czuł, Wielki zdążył już sobie pójść. To może było po wszystkim.
- Los
- Mistrz Gry
Re: 19: Płynne przejścia od podróży łódką do apokalipsy
Sądząc po bezgłowym ciele, które strażnicy przeciągnęli do celi tuż przed Syrusem, było co najmniej po przesłuchaniu.
- Nic - poinformował Lis, wskakując z cieni wprost na ramię hakkaiego.
Cela Brutusa była, owszem, pełna poobijanych upiorów. Ale akurat Brutusa wśród nich nie było.
- Nic - poinformował Lis, wskakując z cieni wprost na ramię hakkaiego.
Cela Brutusa była, owszem, pełna poobijanych upiorów. Ale akurat Brutusa wśród nich nie było.
- Akayla
- Kruk
Re: 19: Płynne przejścia od podróży łódką do apokalipsy
Syrus mu nie odpowiedział, bo był zbyt zajęty cichym panikowaniem.
Kurwa.
Jak on to wyjaśni Roarowi.
Nerwowym ruchem pogłaskał Lisa po łebku, a potem wziął głęboki wdech i poszedł zmierzyć się z ucieleśnieniem swoich lęków. Roarem, znaczy.
Może nie było tak źle. Może po prostu go gdzieś przenieśli. Do pałacowych lochów, chociażby. Nie miał pojęcia, po co by mieli, ale to mogło być rozsądne wytłumaczenie, prawda? Prawda?
Na litość, Jon był zdrów i cały, i nic nie mówił w czasie wesela, to ten upiór chyba nie nabroił? Czy Roar nie posyłałby Syrusowi złowieszczych spojrzeń przez całą imprezę, gdyby nabroił? Syrusowi wydawało się, że totalnie by posyłał.
To może nie było źle. Może.
Zastukał do Roara i zajrzał do środka.
- Chciałem pożyczyć tamtego upiora, przenieśliście go? - zapytał z całym zwykłym opanowaniem, zupełnie jakby wewnętrznie nie był roztrzęsiony jak przeziębiona chihuahua.
Kurwa.
Jak on to wyjaśni Roarowi.
Nerwowym ruchem pogłaskał Lisa po łebku, a potem wziął głęboki wdech i poszedł zmierzyć się z ucieleśnieniem swoich lęków. Roarem, znaczy.
Może nie było tak źle. Może po prostu go gdzieś przenieśli. Do pałacowych lochów, chociażby. Nie miał pojęcia, po co by mieli, ale to mogło być rozsądne wytłumaczenie, prawda? Prawda?
Na litość, Jon był zdrów i cały, i nic nie mówił w czasie wesela, to ten upiór chyba nie nabroił? Czy Roar nie posyłałby Syrusowi złowieszczych spojrzeń przez całą imprezę, gdyby nabroił? Syrusowi wydawało się, że totalnie by posyłał.
To może nie było źle. Może.
Zastukał do Roara i zajrzał do środka.
- Chciałem pożyczyć tamtego upiora, przenieśliście go? - zapytał z całym zwykłym opanowaniem, zupełnie jakby wewnętrznie nie był roztrzęsiony jak przeziębiona chihuahua.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości